Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

spływały szerokie jej rękawy, gdy w klęczącej postawie, z dłońmi u piersi splecionemi, mówić zaczął. Zaczął, lecz zaledwie parę dźwięków wydobyło się z ust jego, umilkł znowu i drżał coraz silniej. Czy to trwoga, odbierała mu siłę i w gardle więziła głos? Bynajmniej; jeźli przez chwilę nawet doświadczał tego uczucia, bez śladu zniknęło ono wobec innego, którem była — miłość. Wzniesione ku Kserksesowi siwe oczy jego gorzały jej płomieniem i nurzały się w jej zachwycie, gdy z wysileniem mówić zaczął:
— Więc na twoje-to oblicze patrzę i twoją-to postać oglądają nakoniec nędzne oczy moje, o, królu! o, panie! o, kochanku bogów i ziemi... ty, wielki! ty, potężny! ty... święty!...
I znowu głos, raczej szept jego skonał, ale tym razem w łkaniu, które zatrzęsło mu piersią.
Nigdy żaden wyznawca nie słał ku swemu bóstwu modlitwy czulszej nad tę, którą teraz Pytyon Lidyjczyk wznosił ku siedzącemu na wysoko usłanym wozie królowi.
— Stary jestem, o panie, i litościwi bogowie błogosławili owocom trudów moich... Mam małżonkę, którą miłuję, synów dorodnych jak cedry Libanu, ziemie rozległe, spichrze pełne i skarbiec bogaty... Lecz jak wargi niemowlęcia, które