Zsiedli z koni, a stoki i szczyty wzgórzy okrywszy połyskami swych ubrań i zbroi, orzeźwiali się cieniem kwitnących kasztanów, winem, które z ogromnych kraterów czerpali dla nich w dzbany i puhary niewolnicy i niewolnice Pytyona. Wozy i wielblądy, wiozące ich żywność i służbę, na odległych łąkach spoczęły chmurą, od której jedna po drugiej odrywały się gromadki niewiast, z zasłoniętemi lub odsłoniętemi obliczami, i ciekawie, a coraz śmielej, zbliżały się ku miejscom spoczynku i ucztowania. Z miejsc tych, staczał się na równinę gwar ludzkich głosów, z brzękami stali i rżeniem koni zmieszany, ale nieśmiały i przerywany częstem milczeniem, bo tłumiła go blizka obecność pana, o której umysły jeszcze trzeźwe zapomnieć nie mogły. Jedno tylko święte wzgórze Cybeli w swym poświęconym gaju stało puste i ciche, w blasku sło-