Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiosna!
W tej chwili dźwięk ostry, dziwny, śmieszny przeszył powietrze i na rozległym trawniku, ścielącym się u stóp domu, powtórzył się po wielekroć. Były to naprzemian przeraźliwe jakby piski osła i wściekłe porykiwanie bawołu i żałośliwe wycie psa. Z pośród zwierząt świata jedne tylko wielblądy wszystkie te głosy wydobywać z siebie umieją; wielbląd też to był, jednogarbny, lecz za najpiękniejszy okaz gatunku swego służyć mogący, który, z wielką szybkością nóg, zwijając się po trawniku i tym sposobem ciosów ścigających go ludzi unikając, z żałośnym a coraz częstszem i śpieszniejszem wyciem i piskiem głowę ku tarasowi domu podnosił i wciąż odpędzany, wciąż ku wschodom jego przypadał. Gromada niewolników, z Fenicyaninem Idantyrsem na czele, od przerażenia pobladła, z uporem zwierzęcia walczyła nadaremnie, bo grożąc mu tylko kijami i biczami, w które była zbrojną, dotknąć go nimi nie śmiała. Wszystko to zaś razem, w obliczu wspaniałości i uroczystości, które na pysznym tarasie domu panowały, wydało się tak niespodzianem i uciesznem, że straże wojenne, dwoma rzędami żelaznych pancerzy i złotych granatów opasujące