Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

szerokie schody, z trudem tłumiły wybuchy śmiechu, a Histasp, Mazistas, Mardoniusz i inni, na skraju tarasu stanąwszy, z żartobliwymi i nieco pogardliwymi uśmiechy spoglądali na dziwną zabawę, którą handlarz lidyjski dla oczu królewskich zgotował. Lecz Pytyon nie czuł najlżejszej ochoty do śmiechu; czerstwe rumieńce bez śladu z policzków jego zniknęły i jak marmur zbielały; od przerażenia i wściekłości drżący, gromkim głosem ze szczytu schodów zawołał:
— Zabić go! Idantyrs, jeźli ta bestya natychmiast martwą nie padnie, jutro ukrzyżowanym zostaniesz!
Ale krzykowi temu, odpowiedział natychmiast krzyk inny, niewieści, przeraźliwy, pełen współczucia i bólu.
— Zabić! Mosza zabić! dobrego Mosza zabić! o nie, nie, ojcze! to się nie stanie! — zawołała Melissa i szybko jak strzała, tak lekka, że stopami ziemi zdawała się nie dotykać, pośród dworaków, przed samymi stopniami królewskiego tronu przemknąwszy, ze schodów zbiegła, szyję zwierzęcia, na którą Idantyrs już pętlę arkanu zarzucił, śnieżnemi ramiony objęła i twarz do niej tuląc, ze łzami w głosie mówiła:
— Pójdź, Moszu! pójdź za mną dobry, stary,