wierny Moszu! Zaprowadzę cię daleko, daleko, na łące w trzcinach ukryję i do niedobrych ludzi, którzy za długą służbę przedwczesną śmiercią chcą ci zapłacić, nie puszczę. Pójdźmy razem, dobry Moszu, daleko, daleko!
Świeże, dziecięce prawie jej uczucia, jak u dziecka, wylewały się niepowściągniętemi słowami i łzami, widać też było, że, litością dla tego zwierzęcia i przywiązaniem do niego zdjęta, o królu i jego dworze, o wstydliwości dziewiczej, o świecie całym w tej chwili zapomniała. Pytyon zaś, od stóp do głowy z trwogi i wstydu drżący, wzroku od ziemi oderwać, ani językiem, który mu znowu drewnem w ustach stanął, poruszyć nie mógł. Że też to w domu najwspanialszym choćby i najbogatszym, lecz od wykwintów wysokiego życia oddalonym, w stanowczej godzinie, ktoś lub coś złośliwą i żałośliwą psotę zawsze spłatać musi! Przepadła teraz cała jego dostojność i chwała, zgasły promienie łaski, które zapaliły się już były w oczach królewskich, — wszystko zginęło! Przez jeden wyskok głupiej bestyi, przez jego piski ośle i upór prawdziwie wielblądzi, wszystko zginęło, może nawet i własna jego głowa... Gdy myśli te z szybkością błyskawic przerzynały mózg Pytyona, a wzroku
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.