Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

miast innych do tłumów ciasnych i gwarliwych przywykł. Więc swawolę, którą oczy i uszy twoje obraził, przebacz, o królu, i od wielbiącego cię niewolnika boskiej łaski swej nie odwracaj.
Nietylko przecież łaska, ale większa jeszcze niż przedtem wesołość malowała się na obliczach i króla i otaczających go dostojników. Persowie byli miłośnikami zwierząt, a do najużyteczniejszych i najrodzimszych, do takich nawet, które według przepisów Zoroastrowych szanować i rozmnażać byli powinni, należał ród wielblądzi. Przytem, pomimo brzydoty rodowi temu właściwej, stary Mosz wyglądał okazale i uciesznie. Na wypasionych jego bokach i garbatym grzbiecie, szara sierść lśniła od gorliwego jej oczyszczania, długą szyję ciekawie ku obecnym wyciągał, małe oczki pojętnie i zabawnie mrużył, wielką i szpetną paszczą swą tak poruszał, jakby tuż, tuż rozumna mowa ludzka wyjść z niej miała. Z niezmierną uciechą Pytyon spostrzegł przychylność, którą ulubieniec jego u patrzących na niego pozyskał, i za to większą jeszcze dla niego miłością zdjęty, połyskliwą sierść jego głaszcząc, łagodnie przemówił:
— Uklęknij, Moszu! Dobry mój Moszu, przed panem świata — uklęknij!