Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

jedną z nich podniósł i z oczyma, w zdobiącą taras gęstwinę mirtową wpatrzonemi, uczynił nią ruch przyzywający.
— Pójdź do mnie, wiosno! — przemówił.
W głowie Melissy, pokornie i smutnie pochylonej, powstał szum i zamęt, pośród których samą siebie czuć przestała. Mnóstwo naraz młotów uderzyło w jej piersi i zachwiały się pod nią nogi, w złote obręcze i pozłacane sandały ubrane. Jak to? na nią, na nią spłynęło spojrzenie pana świata! ją, ją właśnie przywoływał on ku sobie, on, ten Bóg ziemski, od stóp do głowy w olśniewające klejnoty ubrany, w chmurze czarnych włosów tak groźny i tak piękny, o! od samego Atysa, boskiego kochanka Cybeli piękniejszy! Ale z przerażenia, zawstydzenia, z niezmiernego szczęścia, które ją od spłonionego czoła do chwiejących się stóp ogarnęło, ślepą stała się, bezwładną i iść nie mogła. Wkrótce przecież uczuła, że dłoń jej ujmuje jakaś ręka od pierścieni twarda i przez mgłę czerwonych centek, które jej przysłaniały źrenice, ujrzała obok siebie najmłodszego z królewskich braci. Histaspes wesoły wiódł ją ku tronowi i, na stopnie jego wprowadziwszy, przed królem postawił. Wówczas powieki jej stały się