nym olejkiem namaściłem, u boku swego zobaczyłem troskę. Odtąd nie opuszczała mię nigdy, ani w dzień, ani w nocy, ani przy biesiadzie, ani wśród samotnego namysłu. Gdziekolwiek się znajdowałem, przybywała ze mną, czegokolwiek używałem, odrywała mi dla siebie połowę duszy. Mieszała się z winem, które piłem, rozluźniała mi ramiona, gdy w nich trzymałem niewiastę. Nikt ze śmiertelnych takiej troski nie znał, bo towarzyszy ona tylko wyniosłym sercom bogów. Była ona, o Persowie, strachem, abym co do sławy i potęgi nie pozostał w tyle za tymi, którzy przede mną na moim tronie siedzieli; była też ona żądzą powiększenia sławy i potęgi Persyi. W sobie Persyę, a w Persyi samego siebie kochając, nie chciałem, żeby za mną stojące postacie przodków, cieniem swoim okryły mnie, ani ażeby cień jakiego innego narodu, z mojej winy we wzroście nieposkromionego, spłynął na nią...
Z pochylonemi głowy i splecionemi u piersi rękoma obecni mowy królewskiej słuchali, nietylko słowem, lecz głośnem choćby odetchnięciem, przerwać jej nie śmiąc, on zaś, misę z jadłem, którą klęczący Pytyon mu podawał ręką odtrąciwszy, mówił dalej:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.