jego twarzy a usta śpiesznie, tak śpiesznie i drżąco, że wydawały się liśćmi przez wiatr miotanymi, szeptały:
— Nie gniewaj się, Pytyonie... nie mogłam wyrzec się widoku twojej chwały i tylu wspaniałości... z Chileasem więc tu przyszłam i z za uchylonej zasłony patrzałam... Cieszę się, Pytyonie, o jakże się cieszę wszystkiem, czego dziś używasz... łaską, którą okazuje ci najpotężniejszy... pochwałami tylu dostojnych mężów... tem, że tyle posiadasz... wszystkiem... Dziękuję bogom, żeś dnia tego doczekał, Pytyonie, i... cieszę się...
Wraz z ostatnim wyrazem łzy jak deszcz spłynęły na rozpalone jej policzki i na rękę Pytyona, którą do ust cisnęła. Kibić w tej chwili miała tak gibką i z takim nieśmiałym, błagającym wdziękiem do boku jego ją tuliła, jakby jeszcze była tą wysmukłą, szczęśliwą, niewinną dziewicą, którą przed wielu laty poślubiał. Przyjaźnie też, chociaż i niecierpliwie, Pytyon zapytał:
— Jeżeli, jak prawej małżonce przystoi, cieszysz się szczęściem i chwałą moją, czegóż płaczesz?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.