końskiemi, żelazem, stalą i złotem błyskały, a biły w nocne powietrze gwarem rozmów, brzękiem zbroi, tętentem i rżeniem koni. Z szerokiego tarasu niewolnicy znosili tron przez Pytyona Kserksesowi ofiarowany i platan ze złota, aby je na wielblądach lub wozach umieścić; Kserkses zaś, przed dostojnikami swymi postępując, w czerwonym pożarze oświetlających taras pochodni, uczuł, że jakieś drżące, lecz silne ramiona kolana jego obejmują i ujrzał przed sobą leżącego człowieka, którego bogata suknia szeroko rozpostarła się dokoła, a siwa broda z pod stóp mu zmiatała uściełające taras zioła i kwiaty. Przez chwilę człowiek ten nic przemówić nie mógł, aż, podnosząc z nad ziemi twarz krwisto zarumienioną i drgającą, zaczął:
— Wielkie mi łaski zrządziłeś, o królu, i do wydania ostatniego tchnienia, Pytyon, Lidyjczyk, czcić cię i miłować będzie, jak bóstwo... Lecz jedną jeszcze obdarz mię, panie, jedną tylko jeszcze... Srebro i złoto moje oddawałem tobie, ale nie ich... nie ich wszystkich... Wszystkie zabrałeś mi, panie, nawet przybrane... Czysto, czyściutko dom mój wymiotłeś... Cześć tobie... alem ja stary i starą, chorą mam żonę, echo mojej duszy, wierną dóbr moich strażniczkę... Panie,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.