Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

głosu i te błyski uśmiechów, które, to zjawiając się, to znikając, słowom jego zdawały się wtórzyć, jak błyskawice gromom. Do Pytyona, który na kształt zgniecionego robaka u stóp jego leżał, rzekł jeszcze:
— Losy najulubieńszego z synów twoich, starcze, w ustach jego spoczywają; ale, zaprawdę, ośpiżaj, ośpiżaj przeciw nieszczęściu rogi, które mi ukazałeś, bo na ostrzu nożyc stanęła sprawa nasza...
W tej chwili wzrokiem spotkał twarz młodzieńca, który pomiędzy dwoma uzbrojonymi ludźmi na tarasie stanął.
W czerwonem świetle pochodni, wśród ciemno albo złocisto rysujących się na tle tego światła mirtów i palm, stali obaj naprzeciw siebie, mniej do dwóch ludzi, niż do dwóch sił przeciwnych sobie podobni. Jeden, najwyższej miary ludzkiego wzrostu sięgający, w sukni twardej od okrywających ją dyamentów, z krzywym mieczem u boku a dokoła z hufcem zbrojnych niewolników; drugi — wysmukły, wątły, samotny i skrępowany, bo usłużni strażnicy, gniew pana widząc, ręce mu za plecami grubym powrozem związali. Jeden był cały namiętnością, żądzą i gniewem bez miary, drugi — myślą, lotnym płomykiem wystrze-