koła niego rozpostartej, bogatej sukni leżący. Czy żył? Poruszenia nie czynił żadnego. Białe włosy wikłały się z uschłymi liśćmi koniczyny, czoło, z którego zsunęła się tyara, ku ziemi przylgnęło i ręce, rozpostarte szeroko, także przylgnęły do ziemi tak mocno, jak gdyby całą siłą pragnął wedrzeć się w jej przepaściste łono i jej ciemnościach utonąć. Wyglądał jak robak zdeptany.
W drzwiach domu, przez które widać było palące się jeszcze lampy i na trójnogach dogorywające płomienie, zarysowała się wysoko, cienka, ciemnym turbanem zwieńczona postać Chileasa. Powoli zbliżył się do leżącego, ramiona u piersi skrzyżował i chwilę w przestrzeń patrząc, milczał. Na wązkich ustach jego nie było teraz zwykłego im uśmiechu, ani wyrazu chytrej przebiegłości w zielonawych oczach. Owszem, z oczu tych łzy płynęły po policzkach, na których uczucie jemu jednemu tylko znane wytłoczyło plamy rumieńców.
— Najpotężniejszy jest także najlepszym — powoli i z zamyśleniem powtórzył słowa Pytyona, poczem schylił się, i ramienia, a potem, głowy Pytyonowej dotknąwszy, rzekł:
— Żyje!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.