karm życia ssać-by z niej mogli, stała ona z ramionami wyciągniętemi u cugli lwów, jakby bieg i zażartość ich podniecać, a kołami swego wozu świat miażdżyć chciała.
Zdawało się, że paszczęki lwów w opływających je światłach ruchomych, we wściekłem chrapaniu się rozwierają, grzywy ich płoną i każdym rozwianym włosem w powietrzu igrają. Oblicze zaś bogini, wielkie i wydęte, wraz z grą przesuwających się po niem świateł, unosiło się nad przestworzem, to srogie i ponure, to dumne i zwycięskie, aż promień jeden, od innych gorętszy, po ustach jej zaigrał i wymalował na nich uśmiech lubieżny. Z tym uśmiechem długo już pozostała i wtedy rzec-by można, że swymi lwami i kołami gotowa ludzkość zmiażdżyć, pragnęła ją zarazem całą, w szale żądzy, do swej olbrzymiej piersi przycisnąć. Tak nad kwiecistą równiną i budzącymi się pośród niej szmerami wiatrów, wznosiła wysoko obraz dumnej potęgi, druzgoczącego podboju, cielesnej płodności i rozkoszy.
Melissa, naprzód cała podana, ze wzrokiem wlepionym w Cybelę i napełnionym grozą, nabożnie szeptała:
— O, wielka bogini! Potężna, hojna bogini,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.