Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 052.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

radosnych skoków i namiętnego klaskania rzeszy małych widzów! Natenczas i stary jawor stawał się czasem wesołym i prawie swawolnym. Jakieś rzeźwiące i wonne powiewy przylatywały może ku szczytowi jego od pól i lasów, od szerokich kędyś przestrzeni, a zachodzące słońce na nieprzejrzaną gąszcz jego listowia, rzucało świetną smugę swéj światłości. Te powiewy i ta światłość do wezbranego życia budziły roje ptaków, trochę zawsze smutnych i drzemiących w gwarze i pyle miejskim. Podstawa i środek drzewa pozostawały w swéj nieruchomości, i nawet coraz bardziéj pogrążały się w cieniu; lecz dziwnie było patrzéć wtedy na szczyt jego, którego liście, porwane zda się tanecznym wirem, podlatywały jak płoche motyle, migotały jak wielkie iskry srebrne. A w tym roju tańczących i migocących liści, podlatywał, fruwał, różnemi barwami skrzydeł mienił się i huśtał na krawędziach gałęzi rój ptaków szczebioczących, śpiewających coraz gwarniéj i krzykliwiéj, na wyścigi z mrowiącym się przy ziemi rojem gwarnych, krzykliwych dzieci.
Ale nierzadko przychodziły téż dla niego momenta tragiczne. Zaszumiała nad miastem wielka zawieja deszczowa. Po dość obszernéj przestrzeni bulwaru wicher huczał i jęczał, ściany domów i pożółkłe drzewa smagając falami deszczu. Wtedy, pomiędzy starym jaworem a gromadką młodszéj