Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

drobna stópka mignie w gęstwinie łodyg, i znowu nic, tylko z kwiatowéj kąpieli wyzierające dwie złotowłose, okrągłe, dziecięce główki. Nie samopas dzieci te kąpią się w kwiatach. Na ławce pod akacyą, babunia migoce drutami pończoszki, długie i trudne życie zniżyło i wyszczupliło jéj ciało, ale pogoda szczęśliwéj starości, zagina liczne zmarszczki jéj twarzy w linie uśmiechów. Staruszka i dzieci często spoglądają w górę. W górze na odkrytéj galeryi drugiego piętra, stoi para młodych i urodliwych ludzi. Ładna szatynka przez ogrodzenie galeryi przegina ku dzieciom swą zgrabną, wysmukłą kibić; mężczyzna wodzi dokoła wzrokiem, którego zwykła bystrość i wesołość topi się zwolna w zadumie, o tém może, co już uczynił, wytworzył, albo, co jeszcze uczynić i wywalczyć trzeba. Z ulicy, od szeregu sklepów, dochodzą tu różne gwary, z oficyn wypływają turkoty maszyn do szycia i muzyka skrzypiec, dziewczynki w kwiatach wybuchają co moment szczebiotem i śmiechem.
Przypominałam sobie, jak przed kilkunastu laty miejsce to było pustém i brzydkiém, upadającemi ruderami i zbiornikami śmiecia okrytem; przez myśl mi przemknęły słowa myśliciela: „Pijcie życie z łona ziemi, lecz wzamian lejcie w nią życie!”
Od owego zachodu słońca dwie doby tylko upłynęło, gdy z jednym z przyjaciół moich szłam znowu tą samą ulicą, ku temu samemu miejscu.