Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 107.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się, że należał on dnia tego do pocztu sędziów przysięgłych. O, zaszczycie i radości, jeszcze przecież niezupełne i niepewne! bo któż odgadnie tajemnice i bolesne nieraz ironie losu? Z trzydziestu sześciu wskazanych w téj chwili, a parę długich ław zasiadających ludzi, los, traf, wybrać mają imion dwanaście. Czy jedném z nich będzie jego imię? Szare oczki jego, bardzo w téj chwili błyszczące, z wytężeniem niezmierném ścigają rękę przewodniczącego sądowi, która podnosi się, dotyka urny, wstrząsa nią, zapuszcza się w jéj głębią. Jednocześnie prawa ręka zapalczywego miłośnika obywatelskich czynności podnosi się zwolna ku czołu, z czoła spływa na piersi, nieznacznie przesuwa się po obu ramionach, zarazem rumiane wargi jego poruszają się tajemnie, bardzo nieznacznie. Wierzcie ludzie, czy nie wierzcie! przeżegnał się on i zmówił pacierz na tę intencyą, aby go dziś spodziewana godność i praca nie ominęły. Wyrok losu zapada. Imię jego wraz z najskromniejszém na świecie mieszczańskiém nazwiskiem rozlega się po sali. Wstaje, wstępuje na stopnie wysokiéj ławy i, zasiadłszy na niéj, spogląda z wysokości swéj na publiczność, oczyma błyszczącemi jak dwie gwiazdy szczęścia. Spostrzega wkrótce kilku swych znajomych i poczyna witać ich skinieniem głowy, uśmiechami, mruganiem oczu. Widać, że zaszczyt, jaki go spotkał, ukazać by pragnął całemu światu. Po-