Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 110.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rozpoznać, ani nawet spostrzegać było niepodobna. Masa ta ani krzyczała, ani dokonywała żadnych gwałtownych ruchów. Leciał tylko od niéj i w powietrze pełne kurzawy, skwaru i oślepiających słonecznych blasków wzbijał się szmer podobny do szumu rozbudzonéj fali wodnéj, monotonny, ciągły, głuchy, chwilami tylko przybierający brzmienia przeciągłego jęku. Powoli, z ciężkością i nierównością, cechującą poruszanie się przedmiotów, których składowe cząstki wzajem sobie drogę tamują i wzajem na siebie następują, masa ta parła się przez plac obszerny wciąż naprzód, naprzód, najściśliwszą, najniewyraźniejszą i najgłośniéj szumiącą stając się w tym jego punkcie, gdzie w jakiéj staréj i nieobszernéj budowie, postradawszy swój gmach obszerny i ozdobny, działania swe tymczasowo pełnił zarząd miasta. Jedném z tych działań teraz najgwałtowniéj niezbędnych, było rozdawanie żywności tym tysiącom, którym własne doszczętne ogołocenie i chwilowe ustanie tu wszelkiéj pracy ludzkiéj, groziły głodową śmiercią. Od dnia katastrofy, dwie doby zaledwie upłynęły, a już głód, łzy, choroba złożyły na kilkunastu tysiącach tych twarzy ludzkich swe kościste i blade piętno. Na placu, w ściśliwéj i niewysłowienie pstréj mozajce tłumu, piętna tego dostrzedz nie było można; natomiast czémś męczeńskiém i czasem trupiém uderzało ono wzrok każdego, kto przeniknąć zdołał do niedużéj,