Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że na piecu, albo na przyźbie siedząc, dzieci pilnuje. Ot i dopilnował dziś... kab jeho.
— Czemże on dzieci straszy?
Jednocześnie z tém zapytaniem zajrzałam w twarz Francisia, którą on zwolna i jeszcze z obawą z nad piersi matki zaczął podnosić i prędko, krzywiące się znowu do płaczu usta jego, włożonym w nie karmelkiem zamknęłam. Macierzyńskie zadowolenie kobiety wzrosło.
— Zwyczajnie stary — odpowiedziała — ze wszystkiém zgłupiał... Wmawia w dzieci, aby uciekały, jak kogo w czarném odzieniu zobaczą...
— Dla czego?
— Zwyczajnie głupi... Zjedzą, mówi...
Zaśmiała się, ale z widocznym przymusem. Nie chciała odmawiać odpowiedzi na pytanie moje, a czuła się zakłopotaną.
— Kto zjé? — zapytałam jeszcze.
— A niby to te ludzie, co w czarném ubraniu chodzą... Nie gniewajcie się, bądźcie łaskawi, on od starości zupełnie zdurzał... Raz jemu Franciś sprzeciwiał się: „A czemu, mówi, ciebie dziadku, nie zjedli?” „Jedli, gołąbku, mówi, jedli, tylko ja taki twardy był, że skórę i kości zostawić musieli!“ I mój, nie żart, jak czasem gniewa się na niego. „Na co, baćku, mówi, takie rzeczy gadać?“ „Trzeba, synku, mówi, trzeba; niechaj zawczasu wiedzą, kto ich jeść będzie“...