barwą korala, zamykała pieczęć doskonałego milczenia, a oczy duże, z pod nizkiego i szerokiego czoła, wodziły po obecnych spojrzenie zamyślone, uważne, chwilami głęboko, ale to głęboko zadziwione. To zadziwienie było pierwszą rzeczą, która w wyrazie jej twarzy uderzyła mię i razem ze szczególniejszym ubiorem rozśmieszyła. Ot ta, to już zupełnie i aż nadto oryginalna! Zkąd Idalka zdobyła sobie tego dziwoląga? Kto to taki być może? Pochylony ku stojącemu obok mnie Stasiowi i oczami wskazując nieznajomą, szepnąłem:
— Czy nie wiesz, kto to?
Równie pocichu odpowiedział:
— Jakaś panna Seweryna, nazwiska nie pamiętam...
— Guwernantka?
— Nie, herytjera.
— Cnoty prababek?
— I pięknych dóbr także... gdzieś tam...
— E, więc kwakierka?
— Może.
— Zkąd Idalka ją wypisała?
— Z puszczy.
Zaśmieliśmy się, a w tejże chwili na twarzy nieznajomej, wciąż z natężoną uwagą słuchającej
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.