wa. W gabinecie restauracyjnym znajdował się fortepian. Przy koniaku i czarnej kawie gwarzyliśmy w najlepsze, gdy Staś zasiadł przed fortepianem i spróbowawszy kilku akordów, zaśpiewał:
Du-u-u, du-u-u,
Kozioł brodaty,
Du-u-u, du-u-u,
Sprzedał drzwi chaty,
Du-u-u, du-u-u...
Dalej słów nie pamiętał. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
— Nieoceniona! — zrywając się od fortepianu, zawołał Staś — jak ona ukłoniła się przed Bronkiem, jak na niego patrzyła... ona, na honor, wyobraża sobie, że to arcykapłan!
— Nas wszystkich potrochu za pomazańców wzięła! Kulą w płot... — zaśmiał się Józio.
— A toaleta? a?
— A depozyt?...
— I zadanie życia...
— Otóż to, gdzie gnieżdżą się krocie!
— I wdzięki!
— Z wdzięków nie żartuj. Wcale nieszpetna. Jaka ona była milutka, kiedy odśpiewawszy swoje du-du, dławiąc się od śmiechu, robiła nam ten dyg taki niziutki...