Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

noża do ust pakował. Jednocześnie mama i córeczki sos i jarzyny również nożami palantowały. Parsknęliśmy śmiechem, naturalnie pocichu, ale Józio zaraz spoważniał.
— Już nie będę... bo rozgniewasz się znowu...
— Ja? za co?
— A wczoraj?
— To prawda, potwierdził Leon, dałeś nam wczoraj dobrą odprawę...
— Ale bo to rzeczywiście co innego — serjo ciągnął Józio; byliśmy wczoraj rzeczywiście niesprawiedliwi.
— Panna Zdrojowska jest może trochę... oryginalną, ale ma w sobie dużo wdzięku...
— I dźwięku... — wtrącił Leon.
— Mniejsza o dźwięk, ale ze wszech miar nie powinniśmy się byli o niej tak wyrażać i Zdzisław miał rację.
Zdzisław Granowski milczał, bo stała się z nim rzecz szczególna. Od wczorajszego zaśnięcia, przed którem trochę o niej myślałem, panna Zdrojowska ani razu na pamięć mi nie przyszła przez dzień cały, zapomniałem był o niej tak zupełnie, jak gdybym nigdy nie wiedział o jej istnieniu. Przypisać to można kłopotom i przykrościom dnia tego. Przytem, kiedy się codzień