Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyjąłem podaną mi rączkę, niebardzo białą, owszem śniadawą, ale długą i giętką, poczułem uścisk jej wyraźnie serdeczny i bez granic zdumiony, z głębokim ukłonem rzekłem:
— Los jest wielkim sprawcą niespodzianek... tę przyjmuję z wdzięcznością, jednak, chciałbym wiedzieć...
— Sewerko! jakże można! Któż okazuje, że wie o takich rzeczach! Boże! Boże! co ta dziewczyna wyrabia! — łamiąc ręce wołała Idalka.
— Moja Idalko, każdy ma prawo być szczerym... własnym kosztem — odparła panna Zdrojowska. Już wiem o tem, że tu za szczerość płacić trzeba, ale ty wiesz także, że się tego nie lękam.
— O Boże! wiem! wiem! — jęczała Idalka.
— Łaskawe panie — przemówiłem — nie mogę powiedzieć, że jestem na niemieckiem kazaniu, bo umiem po niemiecku. Raczcie panie oświecić mię, w jakim języku toczy się rozmowa...
Idalka trochę z gniewem, trochę ze śmiechem, opowiedziała, że wczoraj, ten szaleniec Staś, przyniósłszy jej jakąś książkę, której żądała, od a do z wypaplał przed nią całą naszą rozmowę w restauracji, a ona znowu, od a do z powtórzyła ją pannie Zdrojowskiej, w kształcie lekcji,