Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

od nich odrywam i po raz trzeci podrażniłem Arturka umyślnie dla wywołania ich uśmiechu. Wyciągnąłem rękę i z przed samej buzi usunąłem mu talerzyk z andrutem, pełnym kremu, ale dzieciak ani się skrzywił, tylko najspokojniej łapki na stole składając, przemówił.
— Niech wujasiek zje ten andlutek, bo wujasiek gość...
Ten tak wczesny objaw gościnności i poświęcania dla niej uciech życia rozśmieszył nas wszystkich; ja zaś z wrażeniem rozkoszy estetycznej przyglądałem się pewnemu odłamowi koralu, który rozchylał się w uśmiechu dziwnie ciepłym i szczerym. Wtem, spostrzegłem blado-różową łunę, która powoli opływając policzki i czoło panny Zdrojowskiej, dosięgnęła brzegu jej ciemnych włosów, koroną warkocza zwieńczonych, i na całej twarzy pozostała dość długo, coraz różowsza i ognistsza. Oczy jej jednak były spuszczone, spojrzenia nasze nie spotkały się ani razu i pojąć nie mogłem, jakim sposobem spostrzegła, że się w nią wpatrywałem. Byłem też pewny, że daleko więcej odczuła to, niż spostrzegła. Z rodziny czułkowatych! pomyślałem i uczułem dreszczyk wzruszenia.