dała o swoich dużych lasach, graniczących z wielką puszczą, a do tego czasu najsromotniej zaniedbanych, bo pozbawionych gospodarstwa leśnego, które ona teraz, z pomocą swego rządcy (przyjaciela swego brata), zaprowadzać zacznie. Zapatrywała się na te lasy z dwu punktów: jako na własność krajową, której zmarnowanie byłoby okradzeniem ogółu i jako — na ozdobę ziemi. Piękne bo były te lasy, wśród których, jak w gnieździe zielonem w lecie, a alabastrowem w zimie, krył się jej dom rodzinny! Czuć było, że je kochała! Kiedy zaczęła przedstawiać ich głębie i perspektywy, ich tajemnicze ścieżki, gęsto zarosłe wzgórza, czombrem i wrzosem okryte doliny, ich zapachy, śpiewy, szmery, szumy głośne i cisze bezbrzeżne, zasłuchaliśmy się oboje z Idalką w to, co mówiła — jak w kawałek poematu. Ale po lasach przyszły łąki, które koniecznie trzeba było osuszyć, chcąc podnieść ilość i wartość inwentarza, a przez to dochód z majątku zwiększyć i sąsiadom, zwłaszcza chłopom, dać dowód, że ta mianowicie zmiana w uprawie, dla której żywią oni przesądne uprzedzenie, jest dla gospodarstw bardzo korzystną.
Nad brzegi tych łąk przyprowadzony, uczułem, że stygnę, sztywnieję, a Idalka bez ceremo-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.