Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Wstałem. Głucha złość przemieniła mię w lodowiec.
— Czegoż tak spieszy? czy pora już zakupować inwentarz?
Z kapeluszem w ręku zbliżyłem się do Idalki. Leżała w pozie rozkosznej, w jednej spuszczonej ręce trzymając książkę, z drugą pod głowę zarzuconą. Szeroki rękaw szlafroczka saumon opadł z jej ramienia, które z fali żółtawych koronek wydobywało się nagie, okrągłe, białe jak alabaster. Pochyliłem się i dotykając ustami tego cudnego ramienia, nieco poniżej łokcia, uczułem się przyjemnie zelektryzowanym. Ona zaś książkę na ziemię upuściła i drugę jeszcze rękę nad głowę zarzucając, przytem wyciągając się trochę leniwie i na mnie patrząc, przemówiła:
— Ach, mój drogi! żeby ten Darowski prędzej mi tego rumuna przyprowadził! tak jestem ciekawa... ciekawa!
Ufaj tu sercu kobiety! Rumun! Przeszłej zimy był meksykanin, który tak się jej podobał, że zaczynałem obawiać się, czy nie przywiózł w kieszeni trochę swoich tropikalnych upałów i nie napoił ją niemi. Ale nie; spłynęło to po niej jak po łabędziu, bo i rzeczywiście była zupełnie pod tym względem białym łabędziem. Potem flirto-