z opuszczonemi na suknię rękoma, popatrzyła na mnie, na Idalkę i zaśmiała się.
— Czy nie będziesz łaskawa wytłómaczyć nam z czego się śmiejesz? — zapytała Idalka.
Idąc po nowy transport, odpowiedziała:
— Przyszła mi na myśl anegdota, którą dziadunio czasem opowiada. Był sobie we Francji pewien taki pan, który utrzymywał, że człowiek zaczyna się od wicehrabiego, a kiedy go raz zapytano: «a baron?» pomyślał, pomyślał i odpowiedział: «baron jest wice-człowiekiem».
Idalka wzruszyła tylko ramionami, bo nie zrozumiała sensu przypowieści, ale ja pojąłem go odrazu. Ach, tak, naturalnie! Ja i Idalka zapomnieliśmy na śmierć — o chłopach.
Kiedy na chwilę zostaliśmy sami, pocichu Idalkę zapytałem:
— Kto to taki: dziadunio?
— To stary... stary pan Adam Zdrojowski, ojciec jej ojca... oficer napoleoński.
— Czy dotąd jeszcze żyje i demokratyczno-satyryczne przypowieści wnuczce opowiada?
— Żyje i opowiada.
Dzień był piękny, lekko mroźny. Idalka nie kazała zakładać koni, woleliśmy wszyscy parę ulic przejść pieszo. Na chodniku, napełnionym
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.