Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

lat wprawdzie rozporządzała już zupełnie sobą i swoim czasem, ale właśnie tego ostatniego nie miała nigdy dosyć. Były i są jeszcze do zrobienia rzeczy daleko pilniejsze od podróżowania, które dla niej, nie artystki i nie uczonej, byłoby tylko przyjemnością, a jeżeli nawet i korzyścią, to zawsze drugorzędną i niejako zbytkowną. Kiedyś pozwoli sobie zapewne na tę przyjemność, ale wtedy dopiero, gdy na przyjemności wogóle czemkolwiek zapracuje. Jezus Marja! Kobieta majętna i niezależna, musiała na mały, malutki wojażyk zapracować! Znaczenie słów jej rozumiałem dobrze, ale nie mogłem pogodzić się z myślą, aby ta kobieta, tak okropnie trzeźwa i surowa, była tą samą, która kwadrans temu stała przed obrazami tak ślicznie «wniebobrana», z którą przez kilka minut piłem jednostajnemi haustami eter duchowego szczęścia! Niczem jednak nie wyraziłem mego zadziwienia, a ona po tej krótkiej przerwie znowu nawiązała rozmowę o dziełach sztuki i ich zagranicznych zbiorach, co mię z chwilowego wytrzeźwienia znowu w krainę pięknych uniesień wprowadziło i tak zajęło, że mówiłem jej o nich jeszcze wtedy, gdy siedzieliśmy już w salonie Idalki, ona na kanapce, a ja, tuż przy niej, na znacznie niższym od