Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

bywa, wiele ją kosztuje, ale, nakoniec, siląc się na uśmiech, odpowiedziała:
— Dobrze, nie odjadę jutro.
Tak mię te słowa ucieszyły, że nie powoli już, jak wprzódy, ale z uniesieniem rękę jej pochwyciłem i serdecznie ucałowałem.
— Dziękuję ci, kuzynko! Nie wiesz nawet jaką radość mi sprawiasz. A przecież i to także jest dobrym uczynkiem, przecież i ja biedny jestem synem społeczeństwa, maleńką cząsteczką ogółu... Ale nie na jeden, ani na dwa dni tylko zostajesz pomiędzy nami, tylko na dłużej... na daleko dłużej... Prawda?
Trochę rozśmieszona, a zarazem zmartwiona, odpowiedziała:
— Nie wiem na jak długo zostaję... To tylko przyrzekam ci, kuzynie, że nie odjadę jutro...
Idalka, która przez ten czas zmieniała toaletę spacerową na domową, weszła teraz do salonu prowadząc za rękę swego malca, którego chciała nam zaprezentować, bo miał na sobie świeżo uszyty kostjum marynarski i wyglądał w nim, jak twierdziła, na małego admirała. Istotnie, nadęty i od świeżego stroju uroczysty, dzieciak był pociesznym małym marynarzem i Idalka przysiadła na ziemi aby go wycałować,