Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

więcej jeszcze ucieszoną, niż towarzystwem moich przyjaciół, a raczej doświadczała innego gatunku uciechy. Wtedy była rozweseloną i zabawioną, teraz szczęśliwą i pełną niemal uroczystego uszanowania dla mężów, z którymi zamieniała myśli i którzy zapewne udzielali jej światła. Czy ja wiem? Może ona i na ten raut przybyła, tak jak i do wielkiego miasta, umyślnie i wyłącznie po — światło? Stałem za krzesłem Idalki ze sceptycznym uśmiechem, który jak śpilka kłuł mi usta — i może nietylko usta, gdy spostrzegłem, że uwaga jej odrywa się od nadzwyczaj poważnej rozmowy i spojrzenie zaczyna z niepokojem szukać czegoś po salonie... Czego? ach, oczy nasze spotkały się na mgnienie oka i pociągnęło mię to ku niej z siłą, której opierać się ani mogłem, ani chciałem. Wziąłem krzesło, umieściłem je pomiędzy tymi, na których zasiadali znakomici mężowie i usiadłem z postanowieniem wzięcia czynnego udziału w naradach małego Sanhedrynu. Łatwiej jednak było postanowić to, niż wykonać.
Rozmowa toczyła się ni mniej, ni więcej tylko o wstręcie i nieufności, okazywanych przez lud nasz z różnych okolic, względem medycyny i jej kapłanów. Prawnik-ekonomista utrzymywał, że jest w tem dużo winy lekarzy prowincjonal-