— Kuzynko — odpowiedziałem z powagą — uczyń pilny rachunek sumienia: czy wypadkiem sama nie stworzyłaś sobie bożka — z gliny?
Zaciekawiło ją to.
— Owszem — rzekła — ale dopomóż mi, kuzynie, bo nie mogę sobie przypomnieć... Jakże się nazywa... ten mój bożek?
— Ma kilka imion: społeczeństwo, ogół...
— Dlaczegoż mówisz, że jest — z gliny?
— Bo pierwszego człowieka Pan Bóg ulepił z gliny, więc i zbiór wszystkich jego potomków jest niczem innem, tylko gliną. Czyń co chcesz, miłuj jak tylko możesz, spłoń choćby na jego ołtarzu z duszą i ciałem, a nie dokonasz, aby stała się bóstwem doskonale pięknem, szczęśliwem i — nieśmiertelnem.
Spoważniała, ściągnięte brwi utworzyły na czole jej małą zmarszczkę.
— To prawda, kuzynie — po chwili rzekła zwolna — to prawda, że niepodobna uczynić mego bożka ani doskonale pięknym i szczęśliwym, ani nieśmiertelnym, ale myślę, że kto bez takich bożków żyje, żyje — bez Boga!
Podrażniony, odpowiedziałem:
— W takim razie, jedną istotę ogromną i doskonałą, ale bardzo surową, zamienia sobie na
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.