Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

sprowadzał ze schodów, ja mizernemu futerku i zarumienionej twarzy, ślicznie ze zwojów ciemnego szalika wyglądającej, ramię podałem.
— Nie potrzebuję cię zapytywać, kuzynko, czy jesteś zadowoloną z dzisiejszego wieczoru... widać to dobrze...
— Ach, tak! — zawołała; wszyscy byli dla mnie tak dobrzy i uprzejmi...
A po chwili zniżonym trochę głosem i z przejęciem się dodała:
— Z odległych stron przybyła, nieznajoma i obca, znalazłam tu jednak prawdziwie braterską życzliwość... i to mię tak cieszy!
Ciekawie na nią spojrzałem. Tak, cieszyła się z okazywanej jej braterskiej życzliwości! Tym bożkiem, którego urok działał na nią tak widocznie, nie była żadna z miłych płochości tego świata — ale braterska życzliwość! Przed drzwiczkami powozu zdjąłem rękę jej ze swego ramienia i do ust ją podniosłem. Tak, niekiedy, po wyjściu z cieplarni, napełnionej świetnemi barwami i odurzającą wonią wspaniałych roślin, rozczulamy się na widok polnego kwiatu, który w blasku słońca świeci kroplą rosy...
Braterska życzliwość! O, duszo, świeża jak kwiat polny, świecący kroplą rosy! Gdybyś spró-