Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

wego ruchu, jakim przysunąłem się do niej, mówiąc:
— Przepraszam cię, kuzynko, serdecznie przepraszam... jestem zły, płochy, marny i wszystko w tym rodzaju, tylko nie bierz mię za idjotę i nikczemnika! Kiedy rozmawiałaś z profesorem, byłem wzruszony i twoje uczucia, dążenia — obudziły w głębiach mojej istoty, w takich głębiach, o których sam może nie wiedziałem, albo ich w sobie nie czułem, echo jak najsympatyczniejsze. Wiem, że sercem i umysłem zamieszkujesz sferę szlachetną i wzniosłą, żałuję czasem, że sam przebywać w niej nie mogę...
— Dlaczego nie możesz? — przerwała, nie podnosząc z nad albumu oczu jeszcze wilgotnych.
Ogarnęło mię zamyślenie, wśród którego zapytywałem siebie: dlaczego? dlaczego? aż wydało mi się, że znalazłem odpowiedź.
— Moja droga kuzynko — zacząłem — dlaczego jedna róża jest białą, a druga różową? Dlaczego skowronek śpiewa inaczej, a słowik inaczej? Dlaczego ryba może żyć tylko w wodzie, a wszelkie inne stworzenie w niej umiera? Prawa natury, kuzynko, różnice indywiduów i gatunków...
Teraz podniosła twarz z nad albumu i patrzyła na mnie po swojemu, przenikliwie i uważnie.