od zegarka. Propozycja Idalki przyszła bardzo nie w porę. Ani myślałem popisywać się ze swoją poetycznością przed tą wcieloną prozą, która obok mnie siedziała także głucha, niema i trochę pobladła. Ale Idalka, kiedy sobie raz cokolwiek w głowę wbiła, nie łatwo ustępowała. Wiedziałem zresztą bardzo dobrze, dlaczego zachciało się jej nagle mego «Kaina», i że gdy szło o takie rzeczy, była jak mur. Wciąż jednak milczałem i bawiłem się brelokami.
— Cóż będzie, Zdzisiu? Czy wstaniesz kiedykolwiek z tego krzesła? Sewerko, rozkażże mu... zobaczysz, jak on ładnie tłómaczy Byrona, bo jest to, moja droga, bardzo zdolny chłopak i ze wzniosłemi popędami, tylko wielki próżniak. Cóż, Sewerko, nie rozkażesz? bo ja postradałam już widać nad nim wszelką władzę... Skończona i pogrzebiona moja władza nad nim! Rozkazuj, Sewerko, albo proś...
Siedziałem wciąż nieporuszony i myślałem: poprosi, czy nie poprosi? Obchodzą ją moje wyższe zdolności, czy nie obchodzą? Myśląc tak, pomimowoli na nią spojrzałem, a w tej samej chwili ona także wzrok na mnie podniosła i z najpiękniejszem wejrzeniem, swoim przyciszonym, miękkim głosem wymówiła:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.