Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

— To mię wcale nie obchodzi — odpowiedziałem — uważam siebie za wyłączonego z pod przekleństwa, które spadło w raju na Adama i jego potomstwo...
— Jakiem prawem? — zapytała ze swojem zwykłem w podobnych razach błyśnięciem oczu.
— Prawem cywilizacji, podniesionej do nec plus ultra...
— To jest korony kwiatu, bez korzenia i łodygi w powietrzu wiszącej...
— Co wy takiego wygadujecie? — zapytała Idalka; jakie prawo i jaka korona? Ja o koronie żadnej nie wiem, a prawa żadnego nie uznaję. Chcę, to robię cokolwiek; nie chcę, to nie robię. I Zdzisław tak samo... Posłuchajcie teraz tej etiudy Szumana! — pyszna!
Po tej rozmowie byłem nadęty, etiudy nie chwaliłem i do panny Zdrojowskiej wcale się nie zbliżałem, dopiero około północy, gdy z kapeluszem w ręku zbliżyłem się, aby ją pożegnać, ogarnęło mię uczucie niby żalu, że na godzin kilkanaście z nią się rozstaję, niby skruchy za jakieś przewinienie względem niej popełnione, lub wogóle przewinienie. Całując ją w rękę, głęboko spojrzałem w jej oczy, a jakiś drugi, sie-