ja również mniej niż zwykle miałem ochoty do mówienia i zrazu przebąkiwałem jej tylko to i owo o sposobie, w jaki spędziłem dzień dzisiejszy.
— Pusto, marnie i męcząco — rzekłem ze smutkiem.
Długą chwilę, z oczami utkwionemi w przyćmioną lampę, milczała, aż tonem zapytania przemówiła:
— Dlaczegoż nie przepędzać dni inaczej?
— Nie umiem inaczej — odpowiedziałem — i — nie chcę. Życie, które mię czasem nuży, a nigdy nie zadawalnia zupełnie, wiąże mię przecież do siebie tysiącem nici przyzwyczajeń, upodobań i stosunków. Czy perła w swojej błyszczącej muszli jest szczęśliwą? niewiadomo, ale jest w niej zamkniętą i czytałem gdzieś legendę, że wydzierana z tęczowego swego pałacu, wydaje łkanie, którego utrwalone echo napełnia muszlę wiecznym szmerem. Są na ziemi, kuzynko, fatalizmy i konieczności, którym my biedni ulegać musimy.
Nie odpowiadała; a z moim elegijnym tonem muzyka Idalki harmonizowała coraz lepiej, coraz cichsza i smętniejsza. Pobudzany przez tę muzykę, z wyrzutem żałośniejszym może niż chciałem, rzekłem:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.