wiła Idalka, i zarazem znajdować się o sto mil od siebie, jest także niemożliwością.
— Miłość prawdziwa — odpowiedziałem — ma ten przymiot cudotwórczy, że zasłania widok rozdzielających przestrzeni, czarne robi białem, białe czarnem i na samą zbrodnię nawet zarzuca osłony tak różowe, że z za nich przybiera ona pozory bohaterstwa...
— Nigdy! — z błyskiem oczu zaprzeczyła panna Zdrojowska.
— Zdzisław ma słuszność! — zawołała Idalka — miłość usprawiedliwia, uniewinnia i nawet uświęca wszystko! Nie ma takiego błędu, takiej nawet zbrodni, którejby kobieta nie przebaczyła mężczyźnie, którego kocha.
— A stokroć więcej — ozwałem się — którejby mężczyzna nie przebaczył kobiecie, którą kocha...
— Kiedy się już kocha... — z namysłem zaczęła panna Zdrojowska — tak... zdaje mi się, że wtedy przebacza się wszystko i...
— Kocha się w dalszym ciągu — rzuciłem.
— Tak; ale można pokochać, albo nie pokochać...
— To jest, w razie stu mil rozdzielających, oprzeć się uczuciu?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.