— Kuzynko — szepnąłem — daj mi jedną z tych róż, które zwiędły w twych włosach...
Powolnym, sennym jakby ruchem z krzesła powstała, podniosła ku głowie rękę i podała mi kwiat, którego delikatne listki były już pokurczone, ale z którego ulatywała jeszcze woń nikła i łagodna. Wziąłem w obie dłonie kwiat razem z ręką i znowu patrzyliśmy na siebie chwilę... aż usta jej otworzyły się, zadrżały czemś, co powiedzieć chciała, lecz nie powiedziała, tylko stała przedemną cicha, jakby strwożona, postawą i wdzięczną linją pochylonej głowy mówiąca: przebacz!
We drzwiach rozległ się głos Idalki:
— Co będziemy robili jutro?
Kilka minut debatowaliśmy nad tą sprawą, aż postanowioną została przejażdżka — w aleje. To nasz lasek buloński, nasz Prater, nasze Corso. Sewerka nie widziała jeszcze świetnych w pogodne dni zimowe przejażdżek w aleje. Pokażemy ci jutro, Sewerko, aleje, wille, zimowe stroje, pyszne zaprzęgi etc. etc. Żeby tylko śnieg nie padał! Ty, Zdzisiu, przyjdziesz do nas na śniadanie i zaraz po śniadaniu pojedziemy. Pytanie tylko, czy wziąć Arturka na tę przejażdżkę, czy nie wziąć? Może dzieciak zaziębić się, ale znowu,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.