się, przyszedłem do ładu z uczuciami i myślami swemi. Co do pierwszych, teraz dopiero jasno je określiłem. Kochałem się w Sewerynie tak, jak myślałem, że już nie będę kochał się nigdy, i w taki sposób, w jaki nigdy dotąd się nie kochałem. W miłość moją dla niej wchodziły składniki, których we wszystkich poprzedzających nie było. Zdawać się mogło, że urzeczywistniała ona pragnienia, które głucho pracując we mnie, czyniły mię nieraz, wśród najpomyślniejszych zkądinąd warunków, pastwą nieokreślonych tęsknot. To, co mię od niej odtrącało, co mi ją psuło, kiedym był przy niej: niedoskonała francuzczyzna, brak szyku na ulicy, ręka nie dość delikatna, sposób rozmawiania i znajdowania się dla naszej sfery towarzyskiej nie zawsze stosowny, bez śladu znikło mi z pamięci. Czułem tylko, że ją uwielbiam i że za te łzy, które przed odjazdem wylewała, za samą tę jej ucieczkę pragnąłem na klęczki przed nią upaść i stopy jej całować. Bo Idalka mogła nie wiedzieć dlaczego ona płakała i od czego uciekła; ja wiedziałem i napełniało to mię z kolei rozrzewnieniem niewymownem, to znowu uczuciem tryumfu prawie upajającego. Poczytywałem nawet tę ucieczkę za największy tryumf, jaki kiedykolwiek odniosłem w dziedzinie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.