Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

na zwijający się pod niebem wał szarych obłoków i wzrokiem wyobraźni ścigając na tem tle smętnem postać idealną, z koralowemi usty, których — na ścięcie poszedłbym za to — nie dotknęły jeszcze usta niczyje. Porównywałem ją do jednej z tych chmurek przebłyskujących błękitem, które płynęły w górnym i czystym eterze. Chmurko niedobra, która odemnie uciekłaś w swoje etery, ciebie gonię i nietylko do ciebie, ale do twoich eterów tęsknię w tej właśnie chwili, gdy najniżej pochyliłem się nad zdeptaną ziemią i zerwałem kwiat świetny, lecz też i pospolity, tak pospolity, że wnet po zerwaniu wypuszczam go z palców bez żalu. Co za dysonans! Bez rzeczy pospolitych żyć nam niepodobna, bierzemy je, albo nawet chwytamy i spożywamy jak chleb powszedni, nawet jak przysmak, ale gdy tylko są spożytemi, traktować je zaczynamy z lekką albo i mocną poniewierką, może za to, że nie nasyciły tego głodu, który pracuje w naszych głębiach tak oddalonych, że zazwyczaj prawie lub wcale nie, ale czasem dolegliwie go czujemy. Co to jest? Jaki to jest ten ptak, który od czasu do czasu trzepocze w nas skrzydłami, obciążonemi miazgą zjadanych pasztetów i porywa nas z sobą w etery? Po wieczorze i ranku, bardzo przyjemnie spędzo-