chmur. Nie było to brzydkie; owszem, miało charakter piękności surowej i do najwyższego stopnia melancholijnej. Więc też, jak wszelkiemu pięknu tak i temu, gotów byłem złożyć hołd uwielbienia, jak we wszelką postać piękna, tak i w tę także wpatrywałem się zrazu z ciekawością, która po obszernym widnokręgu ścigając każdy szczegół linji, światła, dźwięku, topiła w nich całkowicie wszystkie uczucia inne, aż do poczucia samego siebie. Największą może z rozkoszy, sprawianych przez piękno, jest zatracanie w niem samego siebie, to jest pamięci i uczucia wszystkich naszych osobistych własności: zła, dobra, przeszłości, przyszłości... Ale to nigdy długo nie trwa. I wówczas także, w rozkosz estetyka rozpatrującego obraz ogromny i zupełnie dla siebie nowy, wmieszało się po pewnym czasie coś osobistego, po raz pierwszy doświadczanego: słabe i nieokreślone zrazu, potem coraz silniejsze i przykrzejsze uczucie niesłychanej małości własnej. Przyłączyło się do niego wkrótce inne, którem była, że tak powiem, obcość, czy też niespójność, stopnia niezgody sięgająca, z tem co mię otaczało. Ta ziemia, niezmiernym rozłogiem kładąca się aż pod skłony nieba, to niebo, od krańca do krańca niczem nie osłonięte, to
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.