cze, dotąd nigdy nieznanego, a co porównać mogę chyba do trwogi, którą musi uczuwać człowiek żywcem w podziemiu zamurowywany. Kędyś daleko, ludzie chodzą, jeżdżą, grają, śpiewają, kochają się na sposoby różne i na różne sposoby popisują się przed sobą; piją, słowem, z czary życia różnorodne zadowolenia myśli, zmysłów, smaku, miłości własnej; tu, kompletna bezużyteczność przymiotów najpiękniejszych, śniegi, wrony, kawki, krzyże nad drogami, po których nikt nie jeździ, i w powietrzu melancholja rozszlochana...
Zrozumiałem, wybornie zrozumiałem Konrada, że nie mógł długo wytrwać na tej pustyni, nawet w tak miłej oazie, jaką był Mirów, w oazie otoczonej oprócz wron, kawek i melancholji, barbarzyństwem tak grubem, że na jego widok człowiek ucywilizowany czuje się przerzuconym w przedświty bytu ludzkości. To barbarzyństwo widziałem w paru dużych wsiach, któreśmy na trzymilowej przestrzeni przebywali i które były ciągnącemi się z dwu stron drogi szeregami wigwamów, zbudowanych i zamieszkałych przez dzikich. Żeby choć odrobina jakiegokolwiek architektonicznego stylu w tych budowach! Żeby ślad malowniczości w postawach i ubiorach ludzi gromadkami lub pojedyńczo spotykanych! Widywa-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.