łem osady ludowe różnych krajów europejskich i wszędzie znajdowałem jakieś rysy i szczegóły zajmujące, albo wprost zachwycające. Tu, oprócz ordynarności kształtów, rysów i odzieży, nie widziałem nic i nie doświadczyłem niczego oprócz nudy.
Silne wrażenie wywarły na mnie tylko wrota jednej z tych wiosek, które przy otwieraniu się zaskrzypiały tak przeraźliwie, że o mało nie zemdlałem. Wprawiło mię to w tak zły humor, że dość poetyczny nastrój, którego pomimo pewnych niemiłych uczuć, w drodze tej doświadczałem, znikł bez śladu; nawet postać Seweryny tak zamgliła się w wyobraźni mojej, że z trudnością odtworzyć ją mogłem. I gdzież są nakoniec te lasy, których wzorowe gospodarowanie stanowiło nawet w wielkiem mieście przedmiot myśli i troski dla ich właścicielki? Gdzież ta puszcza, z którą podobno łączą się te lasy? Zapytałem o to stangreta i dowiedziałem się, że te lasy i ta puszcza znajdują się niedaleko już przed nami, u krańca przebywanej przez nas równiny, a Krasowce stoją u brzegu jednych i drugiej. Dostrzegałem też już ogromne, ciemne półkole, podpierające skłon nieba i wybiegające z niego na białe pola czarne zatoki.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.