pianie, ogromnie nieosobliwą i w jakiś zupełnie pocieszny sposób rozromansowaną. To nie ona gra, najpewniej; jej muzyka, chociaż cierpi na pewien brak techniki, jest bezporównania lepszą; ktoś inny wywołuje tu ducha Łucji z Lamermoru, w sposób najpocieszniej wołający o ratunek dla jakiejś opuszczonej i stęsknionej duszy. Co tu robić? Rzecz prosta, przez pierwsze lepsze drzwi wejść w głąb domu, choćby z narażeniem się na wejście do garderoby lub sypialni. Już uczynić to miałem, gdy nakoniec weszła do sieni, kto? czy ja wiem? jakaś matrona w dużej chustce na plecach i białym czepeczku na siwych włosach, może babka, może stara sługa, średniego wzrostu i barczysta, co ją trochę kwadratową czyniło, z kontrastem siwych włosów i ciemnych oczu pod czarnemi jak kruki brwiami, który zaraz mię uderzył. Cała zresztą ta duża twarz, z wielkiem czołem, z bladą i w zmarszczki pogiętą skórą, była surową, chmurną i rzekłbym nawet rozumną. Stając przedemną z rękoma, pod szpiczastemi końcami chustki ukrytemi, matrona ta zapytała:
— Jak godność?
Domyśliwszy się co ta archaiczna forma zapytania ma oznaczać, powiedziałem swoję imię i nazwisko, ani przypuszczając, że wywrze ono na
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.