i żałosnych. Ileż aryj napróżno rozromansowanych Łucja z Lamermooru wyśpiewać musiała nietylko pod palcami, ale i w sercu tej istoty, która miała swoje dobre czasy, a od lat przeszło dziesięciu przebywała w tym milczącym domu, pełnym starych mahoniów i ciemnych obrazów, na którego posadzkach słały się warcabnice z żółtego jesionu i czarnego dębu, którego ściany okryte były spłowiałym błękitem i gasnącemi złoceniami staroświeckich obić, za którego oknami widać było z jednej strony białą gęstwinę drzew i z drugiej strony białą gęstwinę drzew! Rozumiałem dobrze, iż gość z szerokiego świata budzić musiał i do ruchu wyzywać wszystkie pozostałe jeszcze w pustelnicy iskierki marzeń i nadziei. Przez dobre serce powtórzyłem pozdrowienia prawie rozczulone, które przesyłał jej przezemnie jeden z gości Konrada. Rozpromieniło to ją zrazu jak słońce i z dziewczęcym ruchem ładnych, lecz już trochę wychudłych rączek zawołała:
— Ach tak byliśmy z sobą bardzo, bardzo dobrze... był to jeden z najserdeczniejszych moich przyjaciół...
Potem, z oczyma naśladującemi podnoszące się kurtyny, mówiła, że jednak przyjaciela tego nie widziała ani razu, odkąd dotknęły ją nieszczęścia
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.