Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

pokonane, serca zuchwałe i że oto doścignąłem ją, jestem tu, u stóp jej i o jedno tylko proszę, aby bez śledztwa i sądu nie wypędzała mię z łaskawości swojej i — z puszczy!
Z wielkiem panowaniem nad sobą otrząsnęła się ze wzruszenia i trochę jeszcze blada, ale z uśmiechem i zupełnie naturalną uprzejmością, rzekła:
— Serdecznie witam cię — w puszczy, mój kuzynie.
A potem, idąc i mnie prowadząc ku ciężkim krzesłom, zręcznie w rogu pokoju dokoła stołu ustawionym, wzrokiem wskazała na okna.
— Czy nie miałam słuszności, opowiadając ci, kuzynie, że każdej zimy dom ten stoi zanurzony w alabastrowem gnieździe?
Istotnie za oknami, ze stron wszystkich, z nieprzebraną fantazją i niesłychanem bogactwem wznosiły się i plątały alabastrowe rzeźby drzew, okrytych śniegiem i szronem.
— Gniazdo jest takiem — odpowiedziałem — jakie wyśnić może tylko fantazja północnego poety i cudnie śpiewał w nim przed chwilą jakiś słowik...
Zarumieniła się po swojemu, bladym karminem, aż po brzegi włosów.