Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.
V.


— Pan był we Francji?
Boże! czy ja byłem we Francji? Gdyby ten starzec nie był pozbawionym wzroku, po kilku minutach patrzenia na mnie poznaćby musiał, że nie wyglądałem na takiego, który we Francji nie był. Usłyszawszy odpowiedź twierdzącą, wyprostował się i poweselał. Ucieszyło go, że ma z kim mówić o tem, co było często, jeżeli nie zawsze, przedmiotem jego myśli.
— Widział pan tamtejsze pola, ogrody, winnice? Co z nich praca ludzka uczyniła? ha? Raj... panie mój, raj obfitości, dostatku i piękności... prawda? ha? bo tam i o piękność ziemi bardzo dbają... bardzo dbają... Raj obfitości i piękności...
Było to prawdą, którą z przejęciem się potwierdziłem, na jego zaś twarz, która miała w cerze coś z opalenia prochem i południowem słońcem, spadł taki wyraz, jakby on sam znajdował się w raju.
— Tam nie ma... nie ma głodu... i... i... nędzy... — mówił.
Oczy otworzyły mi się nieco szerzej. Jakto! tam nie ma głodu i nędzy?...