I bardzo przytomnie, z wielką precyzją dat i zdarzeń powtórzył historję porewolucyjnego rozdzielenia się we Francji posiadłości wielkich na mnóstwo małych. I zaraz dodał:
— Ale to wszystko nic nie znaczy. Własność czy wielką jest, albo małą, to nic nie znaczy. Można powiedzieć, że tam własności wcale nie ma, bo... bo egoizmu nie ma, zbytków nie ma, a jest litość i miłość. Gdzieżby tam człowiek bogaty mógł obojętnie patrzeć na niedostatek drugiego człowieka... cha, cha, cha! Fraternité, panie mój, fraternité! braterstwo ludzkie! Ludzie kochają się jak bracia i trzymają się jak bracia za ręce, w kupie... ramię przy ramieniu, serce przy sercu... tak, tak! I dlatego nikt tam nie nadużywa i nikt nie cierpi... a kraj jest wielki... piękny... potężny... Tak, tak... w kupie się trzymać, serce przy sercu, ramię przy ramieniu i... Inaczej nic... inaczej zguba!... Francja do czego doszła? no, cóż, panie?... raj... słońce świata! Co tu i mówić!
Zachwyconych słów tych słuchałem i na wilgoć, która oszkliła ślepe jego oczy, patrzyłem z zadziwieniem, umniejszanem tylko przez przypuszczenie, że miałem do czynienia z obłąkanym. Ale Seweryna, która w tej chwili, po skończonej
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/265
Ta strona została uwierzytelniona.