Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak tym razem nie miałem czasu przypatrywać się dłużej, bo pan Adam pokręcił głową w obie strony i niezmiernie łagodnym głosem odezwał się:
— Julciu!
— Jestem tu, Adasiu — cichuteńko ozwała się staruszka.
— Pójdziemy do siebie, Julciu.
— Dobrze, Adasiu.
I zaraz, z pomocą Seweryny z krzesła powstawszy, pod ramię go wzięła. On zaś, obracając twarz w stronę, w której głos mój słyszał, z uprzejmym uśmiechem mówił:
— Proszę, bardzo proszę, abyś pan łaskaw był mię odwiedzić... my tu rzadko przychodzimy, bo żonie nogi nie służą... po cóż zresztą? Najlepiej nam w pokoikach swoich... razem... czytujemy... to jest Julcia mi głośno czytuje... ona jest memi oczami, a ja jej kijem do podpierania się... cha, cha, cha! i niczego nam nie brakuje. Czytamy teraz szkic Macaulaya o podbiciu Indyj przez Anglję... Jaka przemoc, jakie okrucieństwa! Ale niedługo to już potrwa... Oho! Jest na ziemi idea, którąśmy... my roznieśli... i zasiali po całym świecie... jest Francja! Zobaczy pan, że cały świat wkrótce będzie taki...