Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet wdzięcznością podjąłem nić rozmowy, zawiązaną przez pana Bohurskiego, który w sposób zupełnie przyzwoity, bez zbytecznego impetu zapytywał mię o stan kultury rolnej, oświaty ludowej i położenia finansowego większych własności w stronach moich. Wszystko to wprawdzie nie stanowiło dla mnie najulubieńszych przedmiotów rozmowy, ale uczułem ambicję pokazania, że nic ludzkiego obcem mi nie jest, a więcej jeszcze chęć zwrócenia ku sobie pewnych oczu bardzo zamyślonych i zmuszenia do uśmiechu ust tak małomównych, jakiemi ich jeszcze nigdy nie widziałem. Coś jej było, nie mogłem odgadnąć co, ale na policzki jej wystąpiły małe plamki rumieńców i daremnie zmuszała się do jedzenia i do rozmowy; jedno i drugie zupełnie jej nie szło. Spadło na nią zamyślenie takie, że otrząść się z niego nie mogła; przyszło mi na myśl, że nie przywykła do przyjmowania gości, albo... do przenoszenia wzruszeń pewnej natury. Brzydząc się zresztą obskurantyzmem wszelkim, posiadałem wiadomości niejakie o płodozmianach, Maćkach, hypotekach, o których też przez czas jakiś z panem Bohurskim rozmawiając, spostrzegłem, że nie był on wcale antypatycznym. Typ uderzający niepospolitą siłą fizyczną i energją rysów zbyt gru-