Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

ciężkiemi czasami? Znam przecież takich współcześników ich, którzy są szczęśliwi. Czy naprawdę są szczęśliwi? Czy jestem szczęśliwy? zapytałem siebie i ogromnie śmiać mi się zechciało. Ja i szczęście!... Wszystko to myślałem nie przestając rozmawiać z panem Bohurskim, bo wieloletnia praktyka konwersacyjna dała mi umiejętność prowadzenia takich podwójnych rozmów: z kimś i z samym sobą. Wtem, interlokutor mój, pomiędzy dwoma zdaniami o skłonności objawianej przez własność mniejszą do naśladowania ekonomicznych i innych obyczajów własności większej, zwrócił się do jednej z panienek i bardzo niespodzianie zapytał:
— Panno Malwino! zielone?
Przytem na twarz jego, trochę zanadto surową, wytrysnął uśmiech tak świeży i prawie swawolny, że nagle odmłodził ją o lat dziesięć. Myślałem przedtem, że ma lat około czterdziestu, teraz spostrzegłem, że jest młodzieńcem, tylko z młodością przygaszoną przez jakąś troskę, pracę czy myśl tak uporczywie palącą się w mózgu, że czoło pod nią więdło. Dziewczyna we flanelowym kaftanie i czerwonej tasiemce na szyi bardzo białej, zarumieniła się aż po brzegi włosów, które w świetle padającem z okna tworzyły